poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział VIII

Staliśmy trochę oszołomieni i nie do końca wiedzieliśmy, co robić. Popatrzyłam na moją towarzyszkę. Jej mina była równie niepewna jak moja. Nic nie zostało z pewności, którą miała na twarzy jeszcze przed momentem, kiedy kłóciła się z chłopakiem. Popatrzyłam też na niego. Jego dłonie nerwowo zacisnęły się w pięści. Odruchowo przygryzł warkę. Kiedy nasz wzrok się spotkał puścił wargę i lekko uśmiechnął. W jego oczach było widać niepewność. Tylko Natlie stała jeszcze pewnie. A przynajmniej tak mówiła jej postawa. Szeroko nogi i ręce skrzyżowane na piersiach.
Po chwili ciszy odezwał się ponownie:
- Zacznijmy już grę, po co te ceregiele. Miała pani słuszność, panno Portman, że wejdziecie do tych drzwi, ale w jednym się pomyliłaś. Wejdziecie tam wszyscy. Więc ruszajmy. Alfie.
- Już?
- Tak już. Otwieraj te drzwi - powiedział James ze złością. - Wziąłeś w ogóle klucz, durna pało?
- Aż taki tępy nie jestem - obruszył się Alfie i wyciągnął z kieszeni duży klucz.
- Czasem mam wątpliwości. No już szybciej, nie ma czasu. Nasi goście są zmęczeni. Muszą szybko iść spać, a jeszcze tyle przed nimi.
Trochę to trwało zanim Alfie trafił kluczem do dziurki. A kiedy już trafił musieliśmy poczekać, aż odkryje w którą stronę należy kręcić. Na szczęście wreszcie coś zgrzytnęło i Alfie odwrócił się z triumfalnym uśmieszkiem na twarzy. 
- No wreszcie. Trochę to trwało nie da się zaprzeczyć.
- No, ale drzwi otworzyłem.
- TA, jesteśmy ci niezmiernie wdzięczni, a teraz odsuń się - mówiąc to klepnął mężczyznę w plecy i podszedł do drzwi. - Zapraszam do waszego nowego domu. Oczywiście panie mają pierwszeństwo. - mówiąc to nacisnął na klamkę i otworzył drzwi na całą szerokość.
Stanęłam jak wrtya. Nie mogłam się poruszyć, chociaż bardzo tego chciałam. Moim oczom ukazał sie onieśmielający widok. Drzwi prowadziły do pięknego salonu. Pomieszczenie było naprawdę sporych rozmiarów.  Na środku stał okrągły stół z sześcioma krzesłami. Niedaleko stołu było duże okno i mimo, że za oknem było jasno w pokoju panował lekki półmrok. Na prawo od okna stał regał z niezliczoną ilością zakurzonych książek. Po drugiej stronie okna były schodki prowadzące do kolejnego korytarza, na którego końcu znajdowały się żelazne drzwi. 
- Na co panie czekają, zapraszam - James machnął popędzająco ręką.
Nie czekając na pozostałych weszłam przez drzwi i moim oczom ukazały się kolejna sekrety tego miejsca.  Na ścianie koło drzwi wisiał obraz z jakimś mężczyzną w zbroi. Zainteresowało mnie to miejsce. Chciałam więc się porozglądać, ale nie zdążyłam, bo już weszli pozostali.
Przesunęłam się więc bliżej stołu. Na każdym krześle były wyryte dwie litery. Nagle stanęłam jak wryta, bo na jednym krześle było E.C.
 Może to przypadek? pomyślałam. Pewnie, że tak. Przecież nie tylko ja mam takie inicjały.
- Nie dziw się Emilio. To miejsce specjalnie dla ciebie - moje rozmyślania przerwał James.- Usiądź. I wy wszyscy usiądźcie niech krąg się zapełni.
Popatrzyłam na innych. Weszli do pomieszczenia i zaczęli się rozglądać jak ja wcześniej. Po chwili każde usiadło na miejscu ze swoim inicjałem. Tak więc ja też usiadłam. Po mojej prawej stronie siedziała Katie, po lewej Scott, a obok niego Natalie. Miejsca między chłopakiem a Katie zajęli James i Alfie. 
- Więc wasza misja jest całkiem jasna. Teraz wdrążę się w szczegóły.  Jesteście ciekawi?- odpowiedziała mu martwa cisza, więc kontynuował. - To może zacznę od tego gdzie jesteśmy. Ten dom został zbudowany w miejscu doliny Camlann. Może wiecie, że to właśnie tu zginął Król Artur? To dobrze, przejdźmy więc dalej. Został on ugodzony mieczem swego przyjaciela, który okazał się wrogiem. Chodzi tu o Mordreda. Waszym celem jest odnalezienie fragmentu miecz, który utknął w ciele króla i doprowadził do jego powolnej śmierci. Będziecie musieli poszukiwać tylko po domu. Bez obaw to tu ukryto element. Chcecie wiedziec po co?
- Moge ja to powiedzieć?- zapytał rozemocjonowany Alfie.
-Nie, ja to zrobię. - odparł stanowczo James. -  Ta para, która pierwsza znajdzie fragment miecza zyska cenny dar, wieczne życie.
Na te słowa aż zakręciło mi się w głowie. Wieczne życie? Ależ to absurd! My jesteśmy martwi!
- Widzę, że nie dowierzacie. Ale to prawda, a zresztą przekonacie się, kiedy osiągniecie cel. Ale teraz pierwsza organizacyjna sprawa. Wasze pokoje znajdują się na końcu korytarza, na 1 piętrze. Tak musicie wejść po schodach. Mieszkacie każdy osobno. Ze względu na rozdzielność płci. A teraz otrzymacie pierwsza wskazówkę. Alfie?!
- Już, już...- i mężczyzn podał Scottowi i Natlie kartkę papieru zwiniętą w tubę.
- Nie pozostaje nam nic innego jak życzyć wam powodzenia - powiedział James z wielce podekscytowaną twarzą. - Jeśli byłyby jakieś wątpliwości, my zamieszkujemy druga część. Tamte drzwi - powiedział na dębowe drzwi za sobą. 
- Powodzenia - rzekł Alfie i obaj wstali i zniknęli za drzwiami.
- Pięknie i co teraz? - zapytałam nieśmiało.
- Teraz zaczyna się zabawa....- powiedziała Natali z pewnością. - Chodź - powiedziała do Scotta i pociągnęła go  za rękę w kierunku schodów.
Kiedy zostaliśmy sami ze Katie, zapytałam z większą pewnością:
- Dobra, a teraz co?
- Słyszałaś chyba? Zaczyna się zabawa...
E.C.

_____

Wróciłam :*
Mam nadzieję, że Wam się podoba. Jeśli tak to zostawcie komentarze. Postaram się szybko dodać kolejny rozdział, ale jakoś straciłam zapał do pisania.
Dzięki za wsparcie od wszystkich!
Liczę na 5 komentarzy i wtedy postaram się o kolejny rozdział!
xoxo


sobota, 15 marca 2014

Rozdział VII

Zrobiło się już zupełnie ciemno, tak że nie widziałem nawet własnego ciała. Miałem mętlik w głowie. Tyle pytań czekających na wyjaśnienia. Tyle kłopotów, jak na moje oko bez wyjścia. Te sytuacje, myśli kłębiące w mojej głowie, na moment odebrały mi oddech.
Kiedy już się uspokoiłem. Rozejrzałem się po 'ciemnicy'. Jak sie spodziewałem, nic nie dostrzegłem. Ale wiedziałem, że nie jestem sam. Słysząc świszczący oddech za moimi plecami, odwróciłem się niepewnie. I nagle moją twarz oświetliło mocne światło ekranu komórki. Zmrużyłem oczy, nie mogąc wytrzymać ostrego światła. 
- Przepraszam - usłyszałem głos dziewczyny.
- Nie ma sprawy - odpowiedziałem zmieszany. Sprawa była i to całkiem poważna. - Wiesz może, co tu się dzieje? - widząc, że kręci głową mówiłem dalej. - Ja też nie mam pojęcia. O co chodzi  tymi legendami i grupami? Nie żebym sie bał, czy coś. Nie myśl sobie. - Widząc, że dziewczyna się uśmiecha, zarumieniłem się. Był to dość rzadkie zjawisko w moim przypadku. - Jestem Scott - przedstawiłem się i wyciągnąłem rękę.
Dziewczyna uścisnęła ją bardzo delikatnie i powiedziała:
- Jestem Natalie. A gdzie reszta towarzystwa?
Dopiero teraz przypomniałem sobie, że były jeszcze dwie inne dziewczyny, ale nigdzie ich nie mogłem dostrzec. Zacząłem więc chodzić po sali, co jakiś czas potykając się o krzesła i stoły.
- Tu jestem. - usłyszałem głos, który dochodził z przeciwległego końca pomieszczenia, w którym sie znajdowaliśmy. 
Głos należący do jednej z dziewczyn nie wyrażał żadnych uczuć. Zobaczyłem błysk telefonu oświetlający drobną posturę dziewczyny. Podeszła do środka i stanęła koło Natalie. Przypomniałem sobie, że też mam telefon. Wyciągnąłem i zaświeciłem mój najnowszy model iPhona 5s. Powoli również podszedłem do moich towarzyszek. 
-Brakuje kogoś. - zauważyłem. Na moje słowa zapalił się czwarty telefon. Ku mojemu zaskoczeniu zapalił się na podeście koło gobelinu. - Znalazłaś wyjście? - zapytałem uradowany.
- Tak mi się wydaje - dziewczyna mówiła z napięciem. Nie starała się ukrywać uczuć. Słychać było, że się boi. Więcej, była śmiertelnie przerażona. - Chodźcie tu szybko i uważajcie na schody - ostrzegła i machnęła na nas nagląco ręką. 
Idąc za jej radą poszliśmy szybko na podest. Delikatnie odchyliliśmy gobelin i zobaczyliśmy małe dębowe drzwi. Miały zamek, ale nie były zamknięte na klucz. Natalie chwyciła za klamkę i delikatnie nacisnęła. Drzwi otworzyły się bez wysiłku, bez skrzypnięcia, a naszym oczom ukazał się długi korytarz z niezliczoną liczbą drzwi.
Na środku korytarza leżał czerwony dywan. Był idealnie położony, bez ani jednego wałka. Na ścianach wisiały: obrazy, ukazujące dumnych ludzi z różnych epok, szable, zdobycze z polowań i inne obiekty, których nie byłe wstanie zidentyfikować.
Niepewnie postawiłem krok za drzwi. Nic się nie wydarzyło więc kiwnąłem głową na dziewczyny wciąż stojące po drugiej stronie. Zrobiły to, co ja i widząc, że nic się nie stało wyprostowały się i zaczęły ciekawie patrzeć na korytarz.
Postanowiliśmy iść dalej i może otworzyć jakieś drzwi. Postąpiliśmy więc krok naprzód. Znowu nic sie nie działo. Otaczała nas martwa cisza. Dalej szliśmy więc pewnie. Mieliśmy szczęście, że parkiet nie skrzypiał pod naszym ciężarem, kto wie co znajdowało się w tym domu? 
Usłyszałem, że dziewczyny zaczynają szeptać więc odwróciłem się żeby je uciszyć. Wtedy stanąłem oko w oko z piękną czarnowłosą. Jej włosy były tak intensywne, że na pewno farbowane, ale to mi nie przeszkadzało. Całości dopełniały niebieskie oczy. Tak niebieskie jak bezchmurne niebo. Jej twarz śnieżnobiała.... Zauważyła, że się jej przyglądam i uśmiechnęła się krzywo.
-Co panie przewodniku przerwa - wykrzyczała z ironią, na co dziewczyny stojące za nią zachichotały. - Dotarliśmy do celu czy gipies się rozładował - temu komentarzowi towarzyszyła kolejna salwa śmiechu.
- Chcecie iść dalej to się uspokójcie. Tylko się śmiejecie.Naprawdę jeszcze do was nie dotarło, co się tu dzieje? Jesteśmy wplątani w jakąś grę. Mamy walczyć o życie i wygra tylko jedna grupa. Może się rozdzielimy tak jak nas wybrało to coś empira- ulika czy coś? Będzie mi lżej. To jak?
- Już spokój. Scott ma racje - powiedziała Natalie opanowując towarzystwo. - Przemyślmy naszą sytuacje i obecne położenie. Jakieś sugestie. 
Dziękuję Natalie - pomyślałem i popatrzyłem na nią z wdzięcznością. Tylko się uśmiechnęła.
- Nie wiem po co tu jesteśmy ani nawet gdzie jesteśmy. To wszystko to jakiś mało zabawny żart - stwierdziła kruczowłosa. 
- Ależ jesteś uparta. Kto słuchał tamtych debili powinien się domyślić, co się będzie działo - poczęła wyjaśniać Natalie. - Ja i Scott razem przeciw wam. Mamy szukać czegoś, nie wiem jeszcze czego. Tylko jeden duet wygra nieśmiertelność. Co jest dla mnie totalną głupotą, bo my jesteśmy martwi. Już wszyscy rozumieją? -  pokiwaliśmy zgodnie głowami. - To świetnie, więc dzielimy się. Scott idziemy tutaj, a wy wszystko mi jedno - wskazała na drzwi o czerwonym kolorze. Ten kolor napawał mnie lękiem, bo przypominał płynącą krew. 
Nie zdążyliśmy nawet zaprotestować, kiedy pomiędzy nami pojawili się jak spod ziemi bliźniacy z dwoma kartkami w rękach. Pierwszy odezwał się James:
- Dobrze to pni rozegrała. A teraz przejdźmy do szczegółów waszej misji... - ostatniemu słowu towarzyszył diaboliczny śmiech Jamesa
S.H.

____

Taki ten rozdział nijaki. Nudny, ale musi być delikatnym wstępem do kolejnych, będą mocniejsze i szybsze, obiecuję. Znowu trochę krótszy, ale będą dłuższe, znowu obiecuję.
Proszę o komentarze ;* (1 kom = 1/2 promyka nadzieja dla mnie).
Szkoda, że pod poprzednim rozdziałem były tylko 3 komentarze. Morze teraz uda się zebrać więcej? Liczę na Was i Wasze szczere opinie.
xoxo

sobota, 8 marca 2014

Rozdział VI

Łzy nadal napływały jej do oczu. Nie mogła się uspokoić. Nie mogła, czy nie chciała być spokojna? Sama nie znała odpowiedzi na to pytanie. Nigdy nie czuła takiej rozpaczy. Nawet wtedy, kiedy traciła całą rodzinę. Umarli wszyscy jeden po drugim. Najpierw tata w wypadku samochodowym, który sam spowodował, potem młodsza siostra, przedawkowała leki, na końcu zmarła mama, z rozpaczy. Ona jedna została z rodziny Maldonado. Ona jedna Kirsten. 
 Przez pierwszy tydzień nie mogła się z tym pogodzić, ale jakoś zrozumiała i żyła dalej razem ze Scottem w jednym domu. I wtedy wszystko było piękne. Całość się układała. Zapomniała o kłopotach, o zmartwieniach, o braku najbliższych. Zapomniała, bo był on. Scott zawsze ją wspierał był taka dobrą duszą. W chwilach kryzysu zawsze mogła na niego liczyć.
A co teraz? Nie ma juz Scotta. Dotarło do niej, że jest sama. Dotarło wreszcie, bo przez całą drogę do domu Dylana nie mogła się pogodzić z ta przerażającą prawdą.
Ale najgorsze było to, że nie wiedziała co dalej. Gdzie mam mieszkać, rodzice Scotta nie chcą jej widzieć. Myślą, że to ona jest winna jego śmierci. Ale przecież to nie ona!   Nie moga być tacy głupi. Tacy ślepi.
-Proszę - powiedział Dylan, który właśnie wszedł do salonu i podał jej szklankę z wodą. - Ile już tego wzięłaś? To świństwo ci nie pomoże, potrzebujesz czegoś mocniejszego - mówiąc to znowu wyszedł z pomieszczenia.
Kirsten ignorując jego radę wycisnęła kolejna tabletkę uspokajającą. Chyba już piąta. Sama nie wiedziała. Bez zastanowienia sięgnęła po szklankę stojącą na stole. Włożyła tabletkę do ust i popiła wodą. Była gazowana, mocna aż poczuła gaz w nosie. Zmrużyła oczy, do których znowu napłynęły łzy. 
Zamykając oczy ujrzała jeszcze jak Dylan wchodził i kładł na stole pudełko z jakimiś mocniejszymi środkami. Więcej nie pamiętała, bo zasnęła.


***



Obudziło ja klepanie po ramieniu. Otworzyła oczy nie wiedząc do końca gdzie jest i co się stało. Uświadomiła to sobie ujrzawszy Dylana stojącego nad nią.
Straszne wspomnienia z dnia wczorajszego wróciły. Najpierw szalona jazda Dylanem jego czarnym audi. Potem nagły pisk hamulców, krzyk chłopaka i ... Co było potem? Nie mogła sobie przypomnieć. Widziała jak przez mgłę zakrwawione ciało. Do kogo należało? Momencik.... Przecież to był Scott. Przypominała sobie wszystko bardzo powoli. Teraz cała scena była już jasna. Dokładnie wiedziała co zaszło. Ale nie chciała teraz o tym myśleć.
Niechętnie popatrzyła na uśmiechniętą twarz przyjaciela. Nachylał się nad nią trzymając w ręce talerz z kanapkami. Jak on mógł myśleć o jedzeniu w takiej chwili?! Jego najlepszy kumpel nie żyje, a on chce jeść? I jeszcze  ten głupi uśmiech! Kirsten była oburzona. Musiała mieć taka minę, bo Dylan cofnął się lekko zdezorientowany.
-Spokojnie, Kirsten - powiedział kładąc talerz na stolik i siadając koło dziewczyny. - Musisz coś zjeść. Wiesz ile wczoraj połknęłaś tego badziewia? - wziął do ręki puste pudełko po lekach. Kirsten pokręciła głowa więc kontynuował. - Cały pudełko. Zasnęłaś bardzo mocnym snem. Ledwo cie obudziłem. Musisz jeść. Chyba nie chcesz skończyć jak twój chłopak.
Na te słowa coś się w Kirsten złamało. Oczy znowu wypełniły ciężkie łzy. Nie chciała ich wypuścić, ale były silniejsze. Same wypłynęły. A jej umysłem zapanował gniew. Dopiero teraz dotarło do niej jakie obrzydliwe słowa powiedział Dylan. Zerwała się oburzona i nie zastanawiając się dwa razy strzeliła mu w twarz z 'liścia'. Siadło bardzo mocno aż twarz chłopaka odleciała w bok. 
-Uspokój się! - Dylan natychmiast wstał z sofy i chwycił ją za ręce. Widząc, że Kirsten drży objął ja i mocno do siebie przytulił. - Ciiiii.... Już dobrze jestem tu. - Szeptając te słowa spojrzał  w jej piwne oczy. Były takie piękne, mimo iż podpuchnięte od łez.
Delikatnie otarł jej twarz. Poprawił kosmyk, który niefortunnie przykleił się do mokrej twarzy przyjaciółki. Poczuł, że jej ręce mocniej oplatają się wokół jego ciała. Sam więc objął ją silniej i nadal patrząc w jej oczy powoli przysunął usta do jej ust. Dotknęli się. Powoli wpijali się w siebie mocniej, z każdą sekundą...
Nagle Kirsten zaczęła się szarpać. Oderwała się od chłopaka i powiedziała:
- Co ty wyprawiasz?! Jesteś skończonym dupkiem i idiotą... - krzycząc to uderzyła go jeszcze raz w twarz. Wybiegła z domu zabierając kluczyki Dylana do auta. 
- Zaczekaj, Kiresten - próbował ją zatrzymać, ale ona była już w samochodzie i uruchamiała silnik czarnego audi. - Poczekaj, wyjaśnię ci, zostaw mój wóz...
- Tu nie ma, co wyjaśniać - krzyknęła rozgniewana dziewczyna i ruszyła prawie najeżdżając na stopę chłopaka.
-Stój,życia mu nie zwrócisz.... Możemy być razem, na pewno będzie  ci dobrze ze mną, a teraz dokąd pojedziesz...
Ale ona już go nie słuchała. Wjechała na drogę. Chciała jak najszybciej uciec, jak najdalej...

___

Liczę na komentarze. Jeśli będzie....powiedzmy 5 to kolejny rozdział wkrótce.
XOXO