piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział III

-Witajcie w grze! Wielkie otwarcie! Nareszcie dotarliście. Długo kazaliście na siebie czekać. Macie jednak szczęście, że jesteśmy cierpliwi. Inaczej nie dostalibyście tej szansy. Czujcie się więc zobowiązani. Na razie musicie się pocieszyć tym, że żadne z was nie wie, o co chodzi, a tajemnicy potrafimy dochować. Szybko więc się nie dowiecie po, co was zaprosiliśmy. Bo oprócz cierpliwości mamy też  umiejętność trzymania języka za zębami. Poczekajcie więc, gdyż muszę porozmawiać z sobą. Chodź Alfie musimy to obgadać.
-Co o nich sądzisz?
-Jacyś tacy martwi są.
-Wiesz, wcale się nie dziwię. Bo oni są przecież martwi!!! Nie zauważyłeś tego leszczu - mówiąc to wzniósł palce złożone w "L".
-Acha, no tak. Nie zauważyłem. Ale są jacyś tacy nijacy. Tacy zdezorientowani.
-Bo przecież nie wiedzą o co chodzi. Ćwierć inteligencie!
- A my wiemy o co chodzi prawda? Bo jak nie wiemy o tym o czym mamy wiedzieć to co tu jeszcze robimy?
-Oczywiście, że wiemy o co chodzi. Ja wiem na pewno. I mam nadzieję, że ty również. No wiesz, gra, łzy, nieśmiertelność, Przeszłość.
-Czekaj, bo się pogubiłem, ale już coś mi świta. To wszystko przez ten wypadek, kiedy straciłem pamięć nie możesz mnie za to cały czas winić!
-Nie mogę, nie mogę ...- odwrócił się i podszedł z powrotem do mównicy.- Oczywiście, że chcecie wiedzieć w jakiej sprawie się tutaj zebraliśmy. Ja też chcę wam powiedzieć. Otóż jak już wspominałem, jesteście odtąd w grze. Ale nie myślcie sobie to nie jest zwykła gra. Ta gra jest niesamowita. Wręcz nie do opisania. Prawda Alfie? Ty inteligentna inaczej kreaturo przestań drapać się po języku, kiedy zwracam się bezpośrednio do ciebie! Nie ważne. Olejcie tego bałwana. Więc o czym to ja? A tak o grze. Od teraz od niej zależy wszystko, co macie i czego nie macie. Musicie zrobić wszystko, co tylko jest w waszej mocy. Wytężyć umysł na maksymalne obroty. Ale wieżę, że poradzicie sobie z tym, co was czeka. A zapewniam, że zabawa jest gwarantowana. Przynajmniej dla niektórych, ale to nie ważne. Dość ogółów czas przejść do szczegółów, jak to się mówi - wypowiadając te słowa zaczął trząść się jakby w ataku info-cylo-lato-spazmy i śmiać się przerażającym śmiech, który nawet najodważniejszym odbiera odwagę. 
-Nie mów za dużo, bo stracimy na zabawie - wtrącił Alfie.
-Ależ Alfie, masz mnie za idiotę?-odparł ze złością James.- Nie zamierzam powiedzieć więcej niż wymaga tego sytuacja i dyplomacja. Nie mogę pozwolić sobie na brak szacunku od tych młodych ludzi. Większości dowidzą się po wstępie i częściach ogólnych. Już nie mogę się doczekać! Jak mniemam jesteście gotowi na przygodę życia?
-James nie przesadzasz? Oni są martwi nie pieprz o życiu. Mnie ono też napawa wstrętem. A zwłaszcza ludzie żujący gumę i nazywający się magistrami....aż mam ciarki, kiedy o tym pomyślę...brrrr....
-Ależ wybaczcie Alfie i wy szanowni goście. Nie traćmy jednak dobrego smaku. Gra to świętość i nie można jej lekceważyć. Jest naprawdę ważna. Może najważniejsza w waszym życiu.
-Jmaes...
-Przebaczcie znowu. Pod żadnym względem nie można naginać zasad! Ale one są naprawdę proste. Nie martwcie na pewno zrozumiecie. Więc najważniejsze żebyście na razie zapamiętali, że NIE WOLNO łamać zasad. A one brzmią tak: nie żadnych zasad, ale się ich trzymamy, nie wymyślamy zasad, ale się ich trzymamy i ostatnia ni zapominamy o zasadach, ale je stosujemy nawet w razie utraty pamięci. Myślę, że wszystko jest jasne. Przejdziemy może do przyjemniejszej części. Alfie zapodaj proszę ouridę-elimpiq. Zabawa właśnie się rozpoczyna - i zaczął się histerycznie śmiać...

czwartek, 9 stycznia 2014

Rozdział II

-Czy on już...-usłyszałem łamiący się głos Kirsten. Boże, czemu ona tu jest! Dlaczego musi na to patrzeć? Ale nie jest sama. Kto tu jest? 
- Obawiam się, że odszedł-odpowiedział drugi głos należący do chłopaka, którego dobrze znałem. Należał do mojego przyjaciela. Tego prawdziwego. Dylana. To on był zawsze koło mnie. To on mnie wspierał. Był tym rzadko spotykanym prawdziwym przyjacielem. Ceniłem go bardzo. Tylko on mnie rozumiał. Wyciągał mnie ze wszystkich kłopotów. Przy nim czułem się bezpiecznie. Dobrze, że teraz tu jesteś.
Chciałem spojrzeć na tych najlepszych ludzi, jakich spotkałem w swoim życiu. Otworzyłem oko, i drugie. Otworzyłem oczy?! Coś jest nie tak. Widzę jakbym był żywy. Kirsten przytulona do Dylana. Nie mogłem znieść tego widoku. Zerwałem się szybko. Oni nie zareagowali. 
-Halo!-krzyknąłem. Nadal bez reakcji. - Co jest ku**a! 
I nagle to zobaczyłem. Mnie. Martwego. Bez życia. Bez koloru. Bez oddechu. Zimnego. Czyli ja nie żyję, tak?
-O chodzi? Co złego zrobiłem?- wzniosłem ręce do nieba. Jak na zawołanie rozpadał się deszcz. Kirsten z Dylanem uciekli.
Deszczu się boicie? Tacy przyjaciele! Zostawicie mnie teraz? Ale poczułem, że nie jestem sam. Że jest tu ktoś jeszcze. Że ten ktoś naprawdę mnie wspiera. Ale on o tym nie wie. Czułem to wewnątrz mnie. Tak w środku. Chciałem spotkać tą osobę. Musiałem ją znaleźć. Kim jesteś? Czy żyjesz? Czemu to ty? O co chodzi? Czemu to czuję? Byłem pusty. Niepełny. Czegoś mi brakowało. Tej osoby.
Stop... Zatrzymaj się Scocie. Pomyśl. Co ty w ogóle wygadujesz?  Źle się czujesz. To zrozumiałe. W końcu jesteś martwy. Ale ta druga część ciebie? To kompletny bełkot. Nie ma to sensu. Odpocznij trochę. 
Mimo woli usiadłem. I zaraz potem się zerwałem. Nie, muszę iść. Muszę znaleźć tą osobę. Kimkolwiek jesteś, gdziekolwiek jesteś, jakkolwiek wyglądasz ja muszę... muszę...
Zacząłem siłować się z samym sobą. Odpoczywaj! Idź! Siadaj... Dalej... Rusz się... Stop... Jedna noga, druga... Powoli... Szybciej.... Na ziemię... Wstawaj...
Pomyśl może. Jesteś martwy, tak? To jakim prawem do cholery się ruszasz?! No nie wiem. Może to magia. Teraz wszystko jest możliwe. A może koka nie wyparowała Ci z głowy? Nie już jestem sobą. 2+2=4 Wszystko w porządku. Idź więc.
-No, Scott. nieźle się wpakowałeś...
S.H.

***

Już dość tego leżenia. Chciałam wstać, mimo, że ból rozsadzał mi przestrzelone płuco. Czy to możliwe żeby mnie bolało? Chciałam dotknąć rany po kuli. Ale nie było jej. Podniosłam głowę. Plama owszem, obrzydliwy czerwony kolor. Ale dziura jakby zniknęła. Zerwałam się przestraszona nie na żarty.
 Czy to możliwe, żebym żyła? Przecież pamiętam jak kilka minut temu poczułam ten straszliwy ból. Z wrażenia opadłam znowu na miękki dywan. Co się mogło stać? Czy to był tylko sen? Niemożliwe, bo skąd ta plama? A może nie trafił? Nie możliwe, przecież nie ma nawet śladu. Ale ta krew. Musze to sprawdzić.
Już miałam wstać, ale poczułam ciężkie uczucie samotności, że znowu opadłam na dywan. Co się ze mną dzieje?! Przecież całe życie byłam samotna. Czemu teraz odczuwam to tak dotkliwie? Z czym nie mogę się pogodzić? Ze śmiercią? To nic nowego, całe czas na nią czekałam. Wiedział, że będzie wcześniej niż tego chcę. Wiedziałam też, że nie umrę naturalnie. Że będzie to zabójstwo. Ale czemu teraz? Za bardzo się narażałam. Zrobiłam jeden zły krok. I o ten jeden za dużo.
Potrzebuję kogoś o kogo mogłabym się oprzeć. Kto mógłby podać mi rękę. Ktoś kto by mnie wsparł. Pomógł wstać. Ktoś kto pocieszył by mnie w smutku. Po prostu był ze mną...
Wiem jednak, że nikt nie przyjdzie. Nie jestem taka jaką chcieli mnie rodzice. Poukładaną córeczkę, z osiągnięciami. Chcieli mojego szczęścia i ja ich rozumiem, ale nie potrafię pogodzić się z ich planami. Zawsze się buntowałam. Byłam inna i taką siebie zaakceptowałam. Ale widać tylko ja. Nikt nie potrafił tego docenić.
Ta samotność taka pusta, ciemna, zimna, głęboka, cicha, odległa, ale taka bliska, nie do pokonania, ziejąca wstrętem i odrazą...
Co muszę teraz zrobić? Przekonam się czy żyję. To był mój pierwszy pomysł. Ale jak go wykonać? Na to pytanie nie potrafiłam już znaleźć odpowiedzi. Bo jak niby mogłabym tego dokonać? Brzmi banalnie: żyję czy nie żyję? Ale pytanie to nie wszystko. Ważniejsza jest odpowiedź. A w tym wypadku jej brak.
Tak więc pozbierałam się wreszcie z podłogi i stanęłam przed lustrem. Tak jak myślałam, nie ma odbicia. Nie dobrze! Znaczy, że albo nie żyję, albo jestem Wampirem. Czyli w sumie wychodzi na to samo. Jestam martwa!
Nie jest łatwo się z tym pogodzić nie wierzcie pozorom. Umrzeć... marzenie wielu nastolatków...niesłusznie...
Co ja mam teraz zrobić? Może żyć jak przedtem? To będzie trudne, wręcz niewykonalne. Skoro ja siebie nie widzę, to inni na pewno też mnie nie dostrzegą. W sumie to plusy. Będę mogła dalej działać w mojej ekologicznej organizacji, niezauważona przez przeciwników. To będzie wspaniałe! Nie będę wiecznie karana, wyśmiewana, poniżana, upokarzana. Wreszcie zacznę wygrywać procesy, niszcząc zarzuty. To będzie dopiero życie..., ale będzie po życiu. To już mniej optymistyczna wizja. Ale i tak najlepsze, że wrescie wygram...
-Nie tak Natalie,nie tak...
N.P.