-Czy on już...-usłyszałem łamiący się głos Kirsten. Boże, czemu ona tu jest! Dlaczego musi na to patrzeć? Ale nie jest sama. Kto tu jest?
- Obawiam się, że odszedł-odpowiedział drugi głos należący do chłopaka, którego dobrze znałem. Należał do mojego przyjaciela. Tego prawdziwego. Dylana. To on był zawsze koło mnie. To on mnie wspierał. Był tym rzadko spotykanym prawdziwym przyjacielem. Ceniłem go bardzo. Tylko on mnie rozumiał. Wyciągał mnie ze wszystkich kłopotów. Przy nim czułem się bezpiecznie. Dobrze, że teraz tu jesteś.
Chciałem spojrzeć na tych najlepszych ludzi, jakich spotkałem w swoim życiu. Otworzyłem oko, i drugie. Otworzyłem oczy?! Coś jest nie tak. Widzę jakbym był żywy. Kirsten przytulona do Dylana. Nie mogłem znieść tego widoku. Zerwałem się szybko. Oni nie zareagowali.
-Halo!-krzyknąłem. Nadal bez reakcji. - Co jest ku**a!
I nagle to zobaczyłem. Mnie. Martwego. Bez życia. Bez koloru. Bez oddechu. Zimnego. Czyli ja nie żyję, tak?
-O chodzi? Co złego zrobiłem?- wzniosłem ręce do nieba. Jak na zawołanie rozpadał się deszcz. Kirsten z Dylanem uciekli.
Deszczu się boicie? Tacy przyjaciele! Zostawicie mnie teraz? Ale poczułem, że nie jestem sam. Że jest tu ktoś jeszcze. Że ten ktoś naprawdę mnie wspiera. Ale on o tym nie wie. Czułem to wewnątrz mnie. Tak w środku. Chciałem spotkać tą osobę. Musiałem ją znaleźć. Kim jesteś? Czy żyjesz? Czemu to ty? O co chodzi? Czemu to czuję? Byłem pusty. Niepełny. Czegoś mi brakowało. Tej osoby.
Stop... Zatrzymaj się Scocie. Pomyśl. Co ty w ogóle wygadujesz? Źle się czujesz. To zrozumiałe. W końcu jesteś martwy. Ale ta druga część ciebie? To kompletny bełkot. Nie ma to sensu. Odpocznij trochę.
Mimo woli usiadłem. I zaraz potem się zerwałem. Nie, muszę iść. Muszę znaleźć tą osobę. Kimkolwiek jesteś, gdziekolwiek jesteś, jakkolwiek wyglądasz ja muszę... muszę...
Zacząłem siłować się z samym sobą. Odpoczywaj! Idź! Siadaj... Dalej... Rusz się... Stop... Jedna noga, druga... Powoli... Szybciej.... Na ziemię... Wstawaj...
Pomyśl może. Jesteś martwy, tak? To jakim prawem do cholery się ruszasz?! No nie wiem. Może to magia. Teraz wszystko jest możliwe. A może koka nie wyparowała Ci z głowy? Nie już jestem sobą. 2+2=4 Wszystko w porządku. Idź więc.
-No, Scott. nieźle się wpakowałeś...
S.H.
***
Już dość tego leżenia. Chciałam
wstać, mimo, że ból rozsadzał mi przestrzelone płuco. Czy to możliwe
żeby mnie bolało? Chciałam dotknąć rany po kuli. Ale nie było jej.
Podniosłam głowę. Plama owszem, obrzydliwy czerwony kolor. Ale dziura
jakby zniknęła. Zerwałam się przestraszona nie na żarty.
Czy
to możliwe, żebym żyła? Przecież pamiętam jak kilka minut temu poczułam
ten straszliwy ból. Z wrażenia opadłam znowu na miękki dywan. Co się
mogło stać? Czy to był tylko sen? Niemożliwe, bo skąd ta plama? A może
nie trafił? Nie możliwe, przecież nie ma nawet śladu. Ale ta krew. Musze
to sprawdzić.
Już miałam
wstać, ale poczułam ciężkie uczucie samotności, że znowu opadłam na
dywan. Co się ze mną dzieje?! Przecież całe życie byłam samotna. Czemu
teraz odczuwam to tak dotkliwie? Z czym nie mogę się pogodzić? Ze
śmiercią? To nic nowego, całe czas na nią czekałam. Wiedział, że będzie
wcześniej niż tego chcę. Wiedziałam też, że nie umrę naturalnie. Że
będzie to zabójstwo. Ale czemu teraz? Za bardzo się narażałam. Zrobiłam
jeden zły krok. I o ten jeden za dużo.
Potrzebuję
kogoś o kogo mogłabym się oprzeć. Kto mógłby podać mi rękę. Ktoś kto by
mnie wsparł. Pomógł wstać. Ktoś kto pocieszył by mnie w smutku. Po
prostu był ze mną...
Wiem jednak, że nikt nie przyjdzie. Nie jestem taka jaką chcieli mnie rodzice. Poukładaną córeczkę, z osiągnięciami. Chcieli mojego szczęścia i ja ich rozumiem, ale nie potrafię pogodzić się z ich planami. Zawsze się buntowałam. Byłam inna i taką siebie zaakceptowałam. Ale widać tylko ja. Nikt nie potrafił tego docenić.
Wiem jednak, że nikt nie przyjdzie. Nie jestem taka jaką chcieli mnie rodzice. Poukładaną córeczkę, z osiągnięciami. Chcieli mojego szczęścia i ja ich rozumiem, ale nie potrafię pogodzić się z ich planami. Zawsze się buntowałam. Byłam inna i taką siebie zaakceptowałam. Ale widać tylko ja. Nikt nie potrafił tego docenić.
Ta samotność taka pusta, ciemna, zimna, głęboka, cicha, odległa, ale taka bliska, nie do pokonania, ziejąca wstrętem i odrazą...
Co
muszę teraz zrobić? Przekonam się czy żyję. To był mój pierwszy pomysł.
Ale jak go wykonać? Na to pytanie nie potrafiłam już znaleźć
odpowiedzi. Bo jak niby mogłabym tego dokonać? Brzmi banalnie: żyję czy
nie żyję? Ale pytanie to nie wszystko. Ważniejsza jest odpowiedź. A w
tym wypadku jej brak.
Tak więc pozbierałam się wreszcie z podłogi i
stanęłam przed lustrem. Tak jak myślałam, nie ma odbicia. Nie dobrze!
Znaczy, że albo nie żyję, albo jestem Wampirem. Czyli w sumie wychodzi
na to samo. Jestam martwa!
Nie jest łatwo się z tym pogodzić nie wierzcie pozorom. Umrzeć... marzenie wielu nastolatków...niesłusznie...
Co
ja mam teraz zrobić? Może żyć jak przedtem? To będzie trudne, wręcz
niewykonalne. Skoro ja siebie nie widzę, to inni na pewno też mnie nie
dostrzegą. W sumie to plusy. Będę mogła dalej działać w mojej
ekologicznej organizacji, niezauważona przez przeciwników. To będzie
wspaniałe! Nie będę wiecznie karana, wyśmiewana, poniżana, upokarzana.
Wreszcie zacznę wygrywać procesy, niszcząc zarzuty. To będzie dopiero
życie..., ale będzie po życiu. To już mniej optymistyczna wizja. Ale i
tak najlepsze, że wrescie wygram...
-Nie tak Natalie,nie tak...
N.P.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz