Koniec tej męki pomyślałam. I po prostu wstałam. To było dziwne. Ale czułam się lekko. Jak nigdy za życia. Miałam ochotę skakać. Dlaczego nie? - pomyślałam. I zaczęłam skakać. To były najwyższe skoki w moim życiu, czułam się jak ptak.
I nagle się przewróciłam. Dopiero wtedy zaczęłam się rozglądać. Dotarło do mnie gdzie jestem. To ta sama sala szpitalna, w której przed chwilą umierałam. Ale jak to możliwe? Podeszłam do łóżka. I...
- To niemożliwe!- krzyknęłam. Na łóżku leżało moje ostygłe ciało. Zakręciło mi się w głowie. Zaczęłam się cofać. I znowu się przewróciłam. Nie odwróciłam się żeby zobaczyć, co to. Doczołgałam się do drzwi. Żeby tylko wyjść. Uciec. Zniknąć.
Kiedy znalazłam się na korytarzu wstałam i zaczęłam biec. Za zakrętem prawie wpadłam na lekarza. W ostatniej chwili go wyminęłam, ale zahaczyłam o niego ręką. Moje zdziwienie było ogromne, kiedy moja ręka przeniknęła prze człowieka. Zaczęłam krzyczeć, ale nikt mnie nie słyszał.
'Co się ze mną dzieje?'- pytałam samą siebie w myślach.-' Nie mogę być żywa. Nie jestem też martwa. Co jest nie tak?'
Wiedziałam, że na odpowiedź będę musiała jeszcze trochę poczekać. Bałam się. Po raz pierwszy odkąd pamiętam. Zadko kiedy towarzyszyło mi to uczucie. Było mi obce. Dziwne. Przerażające. Ale potrzebne. Orzeźwiło mnie. Stanęłam na szpitalnym korytarzu i chłonęłam pełnymi garściami strach. To brzmi absurdalnie, ale ja to właśnie robiłam. Chciałam to czuć. Czuć strach.
Pełna strachu i obaw usiadłam na krześle w poczekalni. Wzdychnęłam. Co mogłam innego zrobić?
Jedyne co przychodziło mi do głowy w takiej sytuacji to zabić się. Ale jak? Przecież już to raz zrobiłam. Po co marnować na to czas znowu.
A może ja jestem nieśmiertelna? Głupota, tacy ludzie nie istnieją. A może się nie zabiłam? Nonsens, przecież widziałam siebie martwą. A może mam podwójne życie? Kretynka, bo przecież nikt mnie nie widzi.
Ci wszyscy ludzie są żywi a mnie nie dostrzegają i nie słyszą moich krzyków.
I w tej ciszy słyszę głos:
- Masz jakiś problem dziewczynko...
K.MG
***
Chyba już. Stwierdziłam i wstałam.
Co ja robię? Przecież jestem nieżywa. Znaczy się martwa. Tak brzmi
lepiej. To było dziwne uczucie. Świadomość własnej śmierci. A zarówno
życia. Chociaż nie wiem czy żyję. To jest naprawdę dziwne. Przerasta
mnie ta sytuacja. Jest paranormalna.
Co
jest za mną nie tak? Przestań głupio myśleć. Chyba zwariowałaś. Pewnie
wypadek nie był na tyle poważny i nie umarłam. I w tej chwili spojrzałam
na swoje buty. Chciałam spojrzeć na nie i tylko na nie.
Zaczęłam
krzyczeć. Bo zobaczyłam swoje ciało bezwładnie leżące w krzakach. Jak
to? Podeszłam i pogłaskałam mój zimny policzek. Chyba był zimny, bo nic
nie poczułam. Moja ręka przeniknęła.
Teraz
wypadki potoczyły się szybko. Ktoś krzyknął. Hamulce pisnęły. Ktoś
podbiegł. Złapał za moją martwe ciało leżące w krzakach. Wystukał numer
pogotowia ratunkowego. Coś niezrozumiale szeptał. Biegał dookoła ciała.
A
ja? Co ja mogłam zrobić? Stałam i patrzyłam ze łzami w oczach. Jak
ostatnie promyki nadziei gasnął w oczach tego człowieka. Jak załamuje
ręce. Jak nogi się pod nim uginają. Jak pada na ziemie. Jak zanosi się
płaczem. Wiedział, że jest za późno i ja też wiedziałam.
Czy tak czuje się człowiek po śmierci? To myśli? To widzi? To chce zrobić? To...
Zaczęłam
krzyczeć i płaczeć jednocześnie. Razem z tym cierpiącym człowiekiem.
Ciekawe co myśli? Jak się czuje będąc światkiem śmierci? Nie chciałam
tego wiedzieć.
Podeszłam żeby zobaczyć jego twarz. Odsłonił opuchnięte oczy, a ja zakryłam swoje.
-Nie, nie- zaczęłam błagalnie szeptać, a potem coraz głośniej wręcz krzycząc.- Nie, nie. Nie on!
Bo
moim oczom ukazała się postać Josepha. Mojego chłopaka. Nie chciałam
żeby to widział. Wszyscy tylko nie on. Ze zmęczenia usiadłam na drodze.
Potem pamiętam jak przez mgłę. Przyjechała karetka, zabrała mnie, wsiadł
Joseph. A ja dalej płakałam. I n ie chciałam przestać. I wtedy
usłyszałam głos
-Nie płacz to jeszcze nie koniec...
E.C.